Gruenefee Gruenefee
3649
BLOG

Wypędzeni, czyli powojenne losy ostatnich ofiar Hitlera

Gruenefee Gruenefee Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 140

Przez wiele lat Goebbels powtarzał jak mantrę, że w trudnej sytuacji będzie stać zawsze po stronie narodu i przysięgał, że poniesie każdą ofiarę w imię narodowej wspólnoty. Ale, gdy w marcu 1945 roku w Brandenburgii spotkał się z kolumną uchodźców ze wschodu, zanotował w swoim dzienniku – To co pod marką "Niemcy" napływa do Rzeszy, to jest niezbyt zabawne. Co się stało z  jego tak często głoszoną solidarnością? Nie tylko dla Goebbelsa, ale i dla miejscowych Niemców miliony uciekinierów i wypędzonych ze wschodu nie było już rodakami, lecz niepożądanym obcym elementem. Wyzywano ich od „Polacken”, mimo, że właśnie ze względu na pochodzenie wydalono ich z dawnej ojczyzny. Osiedla uchodźców nazywano ironicznie "Nową Koreą", albo "Bolszewią".

Burmistrz Flensburga, Johannes Tiedje zdystansował się od przymusowych mieszkańców dokładnie według dobrych wzorców nazistowskich – My z Dolnych Niemiec, ze Szlezwiku – Holsztynu prowadzimy własne życie, które w żaden sposób nie chce się  poddać hodowli Mulatów, która zrobiła ze Wschodniego Prusaka mieszaninę narodów.

Trucizna propagandy nazistowskiej przeciwko wschodnioeuropejskim "podludziom" wstrzykiwana Niemcom bez przerwy przez długie lata działała nadal, tym razem jednak strumień jadu skierowała przeciwko Niemcom przybyłym ze wschodnich terenów.

Rozmiar wrogości i wykluczenia w stosunku do nowych współmieszkańców wprowadzał w osłupienie nawet aliantów. Amerykański generał Charles P. Gross nazwał to zachowanie „obojętnością i brakiem gotowości niesienia pomocy dla swoich wypędzonych rodaków”.

Często mówiono - – trzy największe nieszczęścia to dziki, stonka i uchodźcy.

Do końca lat pięćdziesiątych w granice powojennych Niemiec przybyło 12 milionów wypędzonych (7,9 milionów do strefy zachodniej i 4,1 miliona do strefy wschodniej), a setki tysięcy Niemców zginęło podczas ucieczki i wypędzeń.

W NRD zmuszano wysiedleńców do szybkiej asymilacji, a każdą próbę wspomnień o starej ojczyźnie konsekwentnie tłumiono. Za krytykę „pokojowej” granicy na Odrze i Nysie groziła surowa kara. W zachodnich Niemczech dla kontrastu świętowano rzekomo w pełni udaną integrację swoich nowych obywateli – co przynajmniej na początku mijało się z prawdą. Publicysta pochodzący z dawnego Königsbergu, Rüdiger Safranski pisał przed laty - Nie było poczucia narodowej wspólnoty losu. Zachodni Niemcy nie chcieli aby wypędzeni zanudzali ich swoim cierpieniem. Natomiast Andreas Kossert w książce „Kalte Heimat“ (Zimna ojczyzna) określił to dziwne zachowanie miejscowej ludności jako swoistą obronę – Przybycie milionów wypędzonych działało jak fizyczny dowód przegranej wojny. Wypędzeni to była hipoteka, uciążliwe wspomnienie.

Wypędzeni zapłacili kolektywnie najwyższą cenę za rozpętaną przez Hitlera wojnę i zbrodnie nazistów, wszystko jedno, czy byli osobiście winni, czy też nie. Byli ostatnimi ofiarami Hitlera.

Tym, którym udało się szczęśliwie dotrzeć do nowej ojczyzny czekała na miejscu niemiła niespodzianka. O tym gdzie mają zamieszkać decydowali alianci. A ci, aby w przyszłości uniknąć ewentualnych niepokojów nie osiedlali ich w zamkniętych grupach, tylko rozrzucali po całym obszarze zachodnich Niemiec. Uchodźcom zakazano również tworzenia jakichkolwiek koalicji i związków. Dopiero w kwietniu 1949 roku powstał "Zentralverband der vertriebenen Deutschen" (ZvD), który później zmienił nazwę na Bund der vertriebenen Deutschen" (BvD). BvD opublikował w 1950 roku „Kartę Niemieckich Wypędzonych”, towarzyszącą do dzisiaj obchodom "Dnia Ojczyzny" (Tag der Heimat). W pierwszym punkcie Karty czytamy – My wypędzeni zrzekamy się zemsty i odwetu – to tak jakby automatycznie przysługiwało im  prawo do zemsty, a oni wspaniałomyślnie z tego rezygnują. Sama definicja wypędzonych jako - najciężej dotknięci krzywdą tego czasu – w pełni przemilcza fakt, że wcześniej wskutek panowania nazistów zginęło miliony ludzi.

Wraz z upływem lat wzrasta grono krytyków „Karty”. Publicysta Ralph Giordano nazywa ją „klasycznym przykładem historycznego zatajenia” i „przekonywującym dokumentem wewnętrznego braku związku ze światem ofiar nazizmu”. Według historyka Hahna ówczesna moralna dezorientacja autorów karty wynikała po części z tego, że z 30 osób, które podpisały się pod tym dokumentem, 20 było członkami NSDAP i SS, np. Rudolf Wagner, Niemiec pochodzący z Bukowiny, podczas wojny pracujący w esesmańskim Instytucie Wannsee, albo dawny SS-Sturmbannführer Erik von Witzleben, którego karierę gorąco wspierał Heinrich Himmler. Z 200 ówczesnych funkcjonariuszy w Związku Wypędzonych 1/3 to byli członkowie partii Hitlera. Jednak do dzisiaj związek ten skutecznie hamuje jakiekolwiek solidne, naukowe wyjaśnienie swojej własnej historii.

Fatalne sformułowanie Karty to również następstwo tzw. „konkurencji ofiar”. Krótko po wojnie większość Niemców uważała że najbardziej potrzebującymi pomocy są wdowy po poległych żołnierzach, inwalidzi i ofiary nalotów bombowych. Wypędzeni znaleźli się prawie na końcu tej skali, za nimi byli już tylko prześladowani przez nazistów Żydzi ( dane zebrane przez historyka Michaela Schwartza).

Socjalno – polityczną pomoc dla wysiedlonych umożliwiło dopiero wprowadzenie w 1952 roku ustawy o wyrównaniu ciężarów wojennych; ustawa budząca u innych zawiść i zazdrość. Powszechnie uważano, że odszkodowania dla wysiedleńców są za wspaniałomyślne i w wielu wypadkach to czyste wyłudzenie pieniędzy poprzez fikcyjne dane rzekomych dóbr utraconych na wschodzie. W rzeczywistości uzyskane odszkodowania pokrywały tylko przeciętnie 22 % poniesionych strat na majątku, to była tylko taka mała pomoc na starcie, nic więcej.

W 1949 roku  wypędzeni i wysiedleńcy stanowili 16 % ludności całych zachodnich Niemiec. Dlatego też partie polityczne walczyły zacięcie o ich głosy. Wprawdzie ówczesny kanclerz, Konrad Adenauer uważał wschodnie tereny za stracone dla Niemiec, to publicznie głosił zgoła coś innego. Przy czym nie wiadomo, czy była to tylko polityczna kalkulacja, czy też jego autentyczne współczucie dla wysiedlonych i wypędzonych. Nie chcemy mieć tutaj wschodniego ducha – ubolewał z okazji wystawy śląskich rad szkolnych w jego Rheinlandzie. Jeszcze w latach pięćdziesiątych obiecywał wysiedlonym i wypędzonym – Jeśli Polska będzie znowu wolnym państwem będziecie mogli wrócić na Śląsk i Pomorze. Wielu chciało wierzyć słowom Adenauera. Przed paroma laty Günter Grass opowiadał o swoim ojcu, i o jego nadziei na to, że nadejdzie taki dzień, kiedy on otworzy znowu stolarnię w Gdansku. Ojciec Güntera Grassa siedział na walizkach aż do śmierci.

Oficjalnie Adenauer żądał rewizji ustaleń traktatu zawartego podczas konferencji w Poczdamie. Już w pierwszym orędziu swojego rządu zapowiedział opracowanie memoriału, który miał dowieść, że wypędzenie stało w sprzeczności z postanowieniami Traktatu Poczdamskiego. W tym celu powołano specjalne gremium  złożone z licznych naukowców pod przewodnictwem historyka Theodora Schiedera. Owocem ich pracy była pięciotomowa dokumentacja składająca się z 5000 tysięcy zapisanych drobnym drukiem stron zawierających dziesiątki tysięcy relacji świadków, wycinki z ówczesnych gazet i liczne dokumenty urzędowe. Warto nadmienić, że Schieder był mocno związany z reżymem nazistowskim. Wcześniej sam wspierał i żądał wysiedleń, oczywiście chodzi tu o przymusowe wysiedlenia Polaków w 1939 roku z terenów anektowanych przez III Rzeszę. Jednak zebrana z takim mozołem dokumentacja nie ujrzała światła dziennego, zamiast publikacji wylądowała w przepastnych regałach Minsterstwa ds. Wypędzeń. Dlaczego?

Dlatego, że wyniki pracy okazały się bardzo nieprzyjemne dla polityków, ponieważ znalazło sie tam wyjaśnienie, że bez wcześniejszego brutalnego postępowania Niemców, nie doszłoby do okropieństw dokonywanych przez drugą stronę.

Im głośniejsze było stawianie żądań w sprawie utraconych terenów przez funkcjonariuszy wypędzonych i ziomkostw tym bardziej spychano ich i ich związki na społeczny margines.

BdV reprezentuje dzisiaj tylko mikroskopijną mniejszość wysiedleńców i wypędzonych. Oficjalna liczba członków opiewa na dwa miliony, jednak według historyka Spätera liczba aktywnych członków wynosi najwyżej 25.000 spośród 15 milionów Niemców, których potomkowie spełniają wymogi BdV dotyczące wysiedleńców i wypędzonych. Pomimo to BdV mieni się jedyną organizacją mającą wyłączny status na reprezentację wypędzonych i wysiedlonych.

Gdy w 1960 roku dyrektor frankfurckiego ZOO, urodzony w Nysie Bernahard Grzimek, w telewizyjnym reportażu „Wiedersehen mit Schlessien” przedstawiał swoje przyjazne Polsce wrażenia, natychmiast spotkało się to z protestem ówczesnego szefa BdV, Hansa Krügera – Prawo do ojczyzny jest podstawowym prawem obywatelskim i nie może zostać rozwodnione przez jakiegoś zoologa . Krüger w 1964 roku musiał oddać tekę ministra ds. Wypędzeń, ze względu na swoją brunatną przeszłość.

Niewystarczająca miłość do ojczyzny nie jest przyczyną tego, że dystansuję się od takich ludzi, którzy w języku ludowym określani są zawodowymi uciekinierami – pisze pochodzący z Czechosłowacji dziennikarz, Kurt Nelhiebel – to raczej moja irytacja, że wśród funkcjonariuszy związku odkrywa się coraz częściej kreatury wspierające Hitlera, które tym samym przyczyniły się do wybuchu wojny.

Gdy w 1969 roku kanclerzem został Willy Brandt zlikwidowano ministerstwo ds. wypędzeń – symboliczny krok, który miał pokazać, że integracja gospodarcza i społeczna Niemców ze wschodniej i środkowej Europy powiodła się. Brandt podkreślał także, że dbanie o kulturę wschodnich Niemców nie jest tylko sprawą związków i ziomkostw – Utrzymanie substancji kulturalnej i duchowej  wschodnich terenów jest zadaniem całego narodu niemieckiego.  Tylko w ten sposób można zyskać wewnątrz to, co się straciło na zewnątrz.

***

Dzisiaj na polsko - niemieckiej granicy nie mamy już żadnej kontroli, nie ma też celników. A na terenach, gdzie kiedyś stały baraki polskich i niemieckich funkcjonariuszy rosną chwasty. Chwasty nad historią.

 

 

Na podstawie artykułu  Norberta F. Pötzla http://www.spiegel.de/spiegel/spiegelgeschichte/d-76574305.html

Gruenefee
O mnie Gruenefee

Large Visitor Globe

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura